Można w końcu napisać: no i jest! Długo zapowiadany smartwatch od Fitbit, który ma konkurować z liderującymi odmianami inteligentnych wyrobów od gigantów elektroniki. Fitbit Ionic to hybryda sportowego trackera i smart zegarka – sprzętu, który łączy cechy dwóch urządzeń. Fitbit wykupił wcześniej markę Pebble, która miała zagwarantować mu możliwość rywalizacji z naciskającymi konkurentami. Pokazywały to zresztą najnowsze statystyki. Firma była liderem sekcji wearable, a obecnie spadła na trzecie miejsce (za Apple i Xiaomi). Pomysł zbudowania smartwatcha był więc sensowny.

Fitbit Ionic nie będzie wielce rewolucyjny. To po prostu najbardziej inteligentny z rodziny trackerów Fitbit, która już wcześniej starała się dodać smart funkcje do swoich produktów. Tym razem bardziej kompleksowo. Zadbano zarówno o poszerzenie zakresu odczytów, jak i smart opcji. Smartwatch ma przyciągnąć połączeniem funkcji, których poszukują różne grupy klientów. Znajdziemy w nim moduł GPS, możliwości płacenia przez NFC oraz wydajną baterię. W 2017 roku Fitbit obchodzi dziesięciolecie, więc o flagowy sprzęt się aż prosiło. Ionic powinien wnieść markę na nowy poziom właśnie przez dostarczenie wariantu nowej kategorii (dla Fitbit).

Fitbit Ionic

Fitbit Ionic powstał na bazie Fitbit Blaze. To on próbował wcześniej połączyć funkcje sport i smart. Tym razem ma to zrobić lepiej. Przygotowano nowy system operacyjny, pozwalający na instalację aplikacji firm trzecich, czyli programy ze sklepiku (tak jak w Android Wear, watchOS i Tizen). Platforma fitness zyska w ten sposób nowe możliwości, ponieważ przez apki wydobywane będą nowe opcje. Producenci sportowych opasek widzieli, że smartwatche szybko nadrabiają zaległości przez integrację z developerami znanych aplikacji sportowych. To pozwala na rozwój gadżetu poprzez aktualizację oprogramowania i doinstalowywanie programów third-party.

Sam smartwatch Fitbit Ionic to wodoodporna (do 50 metrów), całkiem smukła i atrakcyjna wizualnie konstrukcja. Wciąż jest to propozycja dla aktywnych, ale z ofertą trybów do użytku po treningu. Nadal najważniejsze są aspekty sportowe, ale wspomagane inteligentnymi dodatkami – powiadomieniami, tarczkami, serwisami muzycznymi (Pandora konkretnie) i innymi. Na wyświetlaczu odczytamy dane z treningu. Kroki, dystans, spalane kalorie, tętno itd. Wszystko na prostokątnym panelu, który odróżnia się od okrągłych urządzeń. Aluminiowa koperta ma uchronić wnętrzności, ale też podkreślić charakter. Trzeba od razu podkreślić, że ekranik ma posiadać 1000 nitów, czyli dobrą czytelność w mocnym słońcu. Podczas ruchu w naturalnym oświetleniu to dosyć ważne. 1.42 cala to moim zdaniem optymalnie. Do tego lekko zakrzywione.

Fitbit Ionic

Na obudowie znalazło się miejsce na aż cztery przyciski. Każdy sportowiec przyzna, że o wiele lepiej nawiguje się bezpośrednio kliknięciami, zwłaszcza, gdy palce są spocone. Sporo zmian przeszedł też cały system fitness. Fitstar przemieniono w Fitbit Coach. Trenera ze wskazówkami cały czas otrzymamy w wersji bezpłatnej i płatnej. Coaching ma więcej dynamiczności przez analizy i dopasowywanie sesji i programów treningowych. Jest oczywiście sporo dyscyplin, którym odpowiednio skalibrowano algorytmy. Możemy monitorować sytuację podczas biegu na zewnątrz lub bieżni stacjonarnej, na rowerze, siłowni, ale i basenie. Tutaj wszystko z automatyczną detekcją. Obiecane jest stałe poszerzanie bazy sportów.

Czujniki pracy serca są precyzyjniejsze. Połączono LED z zielonymi i czerwonymi diodami. Jedne odpowiadają za tętno, drugie SpO2 (poziom saturacji krwi). Przyszłe update’y mają dorzucić zaawansowaną analizę snu i wypoczynku. Należy spodziewać się regularnych aktualizacji. Myślę, że pomogą developerzy aplikacji.

Fitbit Ionic

Na razie wgrane zostaną apki Strava, Starbucks, AccuWeather i Pandora (w Europie będzie inna), czyli dosyć ubogo. Fitbit zapowiada jednak, że programików przybędzie, ponieważ są niezbędne do promocji urządzenia. Jest SDK dla programistów, którzy mają wprowadzać swoje tytuły do biblioteki. Smartwatchowe parametry sprawiają, że OS jest elastyczny. Można zaprojektować sporo programów i wzorować się na popularnych platformach konkurencji. Fitbit przygotowało całą bazę swoich aplikacji, w tym Fitbit Pay do mobilnych płatności. Tu niestety zasięg będzie zależny od regionu. Zadbano również o wydajną baterię. Ma oferować nawet 4 dni ciągłej pracy, ale to zależnie od sposobu użytkowania (z GPS nie liczmy na wiele).

Na koniec jeszcze krótko o personalizacji. Fitbit wie, że to ważne, więc przygotował różne kolory obudowy oraz paski. Głównie sportowe z racji segmentu, ale są też odmiany bardziej klasyczne. Na uwagę zasługuje specjalna edycja od Adidasa, czyli coś na wzór Apple Watch z Nike. Będzie on dostępny dopiero od przyszłego roku. Ważne jednak jest samo partnerstwo, które ma gwarantować odpowiednie wsparcie medialne i bazę klientów. Nie zapomniano też o własnych słuchawkach Bluetooth, czyli raczej pożądanym akcesorium na trening. Czekam na potwierdzenie cennika. Jedno jest pewne: walka na sportowe wearable staje się jeszcze ostrzejsza.

źródło: Fitbit