Countdown recenzja filmuMój blog to głównie tematyka elektroniki i nowych technologii, ale jestem też fanem kina. Oglądam dużo i często i myślę, że wyrobiłem sobie już gust, ale też obiektywizm pozwalający mi na odpowiednie oceny filmów. Postanowiłem rozpocząć nową serię krótkich artykułów na temat niedawno obejrzanych filmów. Krótkich recenzji, w których nie będę spoilerował i zbytnio zanudzał. Oczywiście w większości będą to wybrane tytułu, które ja osobiście mógłbym polecić. Nie tylko nowości, choć zapewne w większości. Postaram się podawać Wam ciekawe propozycje, dodając własne zdanie o filmie. Innymi słowy: polecać i ewentualnie przygotowywać na seans. Nie wszystko, co obejrzę, będę recenzował. Tylko wybrane pozycje, które mogą zaciekawić lub są w danym czasie w trendach.

Countdown – odliczanie do… zgonu

Staram się oglądać filmy z szerokiej bazy kategorii, ale najbardziej interesują mnie pozycje science fiction. Im więcej technologii, tym lepiej. Lubię oglądać wizje przyszłości, które potem w jakiś sposób docierają na rynek. Czasem po wielu latach, a nawet dekadach. Z racji podejmowanego na blogu tematu, dbam też o śledzenie kinematografii od strony współczesnych trendów. W ostatnich latach widać wplatanie w fabuły tematu aplikacji i smartfonów. Oglądałem już kilka filmów z telefonem w roli głównej. Countdown to kolejna produkcja tego typu, wykorzystująca ten schemat. Nie będę ukrywał, że chciałem sprawdzić, jak i tym razem to wypadnie. Około 90 minut i raczej prosty horror, więc niczym raczej nie ryzykowałem. Sięgnąłem po tę pozycję raczej w związku z planami przygotowania innego artykuły, który obejmie ten tytuł.

Pomysł na sam horror nie wydaje mi się oryginalny. Cały czas chodzą mi po głowie tytułu kilku produkcji, które bazują na odliczaniu. W Countdown robi aplikacja w smartfonie, która jest rodzajem klątwy. Pierwsze kilkanaście minut filmu od razu skojarzyło mi się z serią „Oszukać przeznaczenie”. Tutaj również głównymi bohaterami są młodzi ludzie, czyli ta najbardziej podatna na nowinki grupa użytkowników. To zwykle młodzi ściągają na smartfony mnóstwo aplikacji, a każda nowa (popularna) od razu jest wypróbowywana. W „Odliczaniu” (nie wiem czy na polskim rynku było polskie tłumaczenie tytułu?) nastolatków kusi apka Countdown. To właśnie młodzi wkręcili się w temat najmocniej, by potem rozruszać pobrania w szerszym gronie znajomych. Program na telefony okazuje się czymś w rodzaju nieusuwalnego wirusa, przewidującego pozostały do przeżycia czas. Ma tu zadziałać efekt ciekawości w stylu horoskopu, o ile ciekawi nas dla zabawy, ile jeszcze pożyjemy.

Czy ty byś sprawdził, ile życia ci jeszcze pozostało?

Prawda, że jednocześnie głupie, ale na tyle zabawne, by podejrzeć co wylosowaliśmy? Przecież to prosty mechanizm z licznikiem, który co najwyżej podejrzy wiek użytkownika w jakimś portalu społecznościowych (do którego pewnie poprosi o dostęp) i tym samym wygeneruje wiarygodne przeliczenie. Jak to jednak w filmie, w dodatku horrorze, aplikacja okaże się czymś więcej, niż tylko żartem. Początkowe żarty przerodziły się u wybranych ludzi w horror. Nie przeczytali regulaminu! No bo, kto w ogóle czyta te długie zapisy. Większość nawet nie wie, na co daje aplikacjom uprawnienia! To błąd! Oczywiście zarówno w realu, jak i w samym filmie. Tam wyraźnie przekazano użytkownikom, by nie próbowali „zejść z drogi”. I o to całe halo. Także ten… czytajcie instrukcje i regulaminy serwisów, do których dołączacie 😛

Ciekawostka: aplikacja Countdown jest nawet dostępna w sklepiku Google Play. „Countdown App – Death? There’s an app for that” jest dostępna tylko na Androida. W AppStore też była, ale Apple usunęło ją z bazy aplikacji (EDIT: na stronie filmu link kierujący do aplikacji jednak działa – może poprawiona wersja?) . BTW: na YouTube są nawet filmiki pokazujące, co stanie się, gdy licznik dojdzie to zera. Jak myślicie? 😉

Pełnej fabuły nie będę już zdradzał. Nie ma co spoilerować. Zarys tematyki przekazałem. A jak to wypadło jakościowo? Bardzo schematycznie i powtarzalnie. Sporo klasycznych i znanych już w horrorach ujęć, efektów i prób przestraszenia widza. Nie ma tu też zbyt wielu znanych nazwisk. Aktorzy grający raczej poboczne role w innych filmach. Czuć wtórność. Rzekłbym nawet, że to jakiś remake w nowym, bardziej współczesnym wydaniu. Bardzo przewidywalny, a przecież potencjał niby w tym był. Może tego na rynku jest po prostu za dużo? Skoro jednak filmu tego typu powstają, to jest na nie zapotrzebowanie. Horrory trafią obecnie właśnie do młodego odbiorcy – stąd pewnie powiązanie z aplikacjami. Dobry zwiastun oraz wirale krążące po fejsach i można nakręcić zainteresowanie w odpowiedniej grupie docelowej. Nie żebym ją oceniał. Ten efekt można osiągnąć dla każdego targetu. Niech podsumowaniem będzie krótkie: moja ocena – 5. Film raczej dla najmłodszych z millennialsów (niczego nim nie ujmując – dla nich film może być po prostu świeży).