Kilka miesięcy temu przedstawiłem wam dokanałowe słuchaweczki Fighter firmy Ubsound, a w ofercie producenta pojawił się też pierwszy model nauszny, czyli produkt dla fanów muzyki w większym wydaniu, a nie pchełkowatych wariantach dousznych. Kwestie wygody pozostawiam wam. Ja osobiście nie mam preferencji związanych z formatem. Ważne, by dobrze grały oraz pasowały do sytuacji. W autobusie wolę mniejsze, bardziej kompaktowe rozwiązania, natomiast w domu już te większe. Słuchawki słuchawkom nierówne, a często trafiałem na lepsze mniejsze niż te większe. Tutaj związku z formą nie ma żadnego.
Ubsound poszerzył jednak swój asortyment o wariant Dreamer, czyli właśnie model nauszny. Przypomnę, że mamy do czynienia z włoską marką, która na rynku jest od niedawna. Promowane są w ich ofercie urządzenia sygnowane standardem „V-shaped”, o którym krótko nieco później. Zarówno Fighter, jak i Dreamer proponują dźwięk właśnie w takim układzie częstotliwości. Do tego info na ten temat jest zaznaczane na pudełku, dzięki czemu klient otrzymuje pełne dane na temat modelu słuchawek. Uważam, że takie podejście jest godne podkreślenia, gdyż mamy specyficzny rodzaj dźwięku i jeśli tylko użytkownik jest świadomy to będzie wiedział czy Dreamer mu odpowie.
Oczywiście sama informacja na opakowaniu to nie wszystko. Słuchawki trzeba założyć na uszy i poczuć dźwięk. Dopiero wtedy można ocenić czy 99 euro za urządzenie grające muzykę jest wystarczające. Ja taką szansą mam i postaram się podzielić wrażeniami. Zacznę może od pakowania. Akurat ten element ma dla mnie małe znaczenie, ale sądzę, że są tutaj elementy, które trzeba podkreślić. Po pierwsze wspomniany już opis sprzętu. Styl „V-shaped” ma swoje znaczenie i nie każdemu pasuje, więc zaznaczenie tych parametrów będzie pomocne podczas wyboru. Słuchawki, zwłaszcza te większe, otrzymują zwykle etui (o ile nie jest to jakaś tanizna z najniższej półki). Czasem właśnie ten dodatek odzwierciedla podejścia producenta do dane wyrobu.
Ubsound postanowił dać nam na Dreamery woreczek. Dokładnie taki sam jak w przypadku Fighterów, tyle, że zdecydowanie większy. Ja słuchawki noszę luzem i chyba tylko raz skorzystałem z etui – w transporcie wakacyjnym. Wtedy przydaje się najlepiej. Do codziennego użytku raczej wrzucam sprzęt luzem do plecaka lub noszę na szyi. Pewnie robię błąd, ale i tak staram się dbać o elektronikę. Im droższy gadżet tym noszenie go w futerale jest bardziej zasadne. Włoski producent ma chyba pewność co do wytrzymałości swojego sprzętu, bo woreczek jest raczej cienki. Będzie bardziej podręczny niż twarde etui. To jedna z zalet takiego rozwiązania.
Słuchawki nie są niestety składane i pewnie to wpłynęło na przygotowanie opakowania ochronnego. Etui musiałoby być dosyć spore. Przejdę teraz do ważniejszych kwestii. Warto wspomnieć, że mamy do czynienia ze słuchawkami raczej wyłącznie do słuchania muzyki i ewentualnie prowadzenia rozmów głosowych. Nie jest to model gamingowy, czyli taki który przeznaczymy do komfortowej gry online. Mimo, że w przewodzie znajduje się mikrofonik, to nie uda nam się go wykorzystać do podpięcia ich do PC. Jedyną szansą będzie skorzystanie z teamspeaka w wersji mobilnej, gdzie model wetkniemy do portu audio smartfona i wykorzystamy jako kanał. Wtedy jest to jakieś rozwiązanie.
Panelik z mikrofonem na przewodzie posłuży bardziej do rozmów telefonicznych, czyli jako zestaw słuchawkowy. Pozwala on także na kontrolę muzyki, a konkretnie przełączanie utworów (dwu i trzykrotne przyciśniecie) oraz ich stopowania/wznawiania. Oczywiście odbierzemy tak też nadchodzące połączenie. To wygodna sprawa i ważna cecha we współczesnych modelach słuchawek. Ja osobiście zwracam nato uwagę. Prawdopodobnie panel w przewodzie wpłynął też na jego nieodłączaną od słuchawki konstrukcję. Oddzielny przewód jest o tyle lepszy, że łatwiej jest go wymienić w razie zepsucia. Tutaj mamy zintegrowany mikrofon i przyciski, więc trudniej było przygotować takie udogodnienie. Coś za coś.
Wykończenie i komfort
Wspomniałem już, że Ubsound to włoska firma, ale nie za bardzo to czuć w kwestiach wykończenia i designu. Jeśli komuś ogromnie na tym zależy, a jednak ze słuchawkami pojawiamy się publicznie i chcemy, aby w jakiś sposób reprezentowały nasz gust, to tutaj możemy się lekko zawieść. Nie mamy tutaj produktu z najwyższej półki (jeśli oceniać to pod kątem ceny), więc nikt nie może specjalnie przyczepiać się do stylistyki i dobranych materiałów. Nie znaczy to, że można to w teście pominąć. Nie jest źle. Mogłoby być jednak nieco lepiej. Regulacja rozmiaru jest trochę plastikowa, gąbeczki troszkę za wąskie i przestrzeń raczej na mniejsze uszy. Dobrze widoczne jest za to logo Ubsound (czytane: ju bi sound).
Jeśli chodzi o komfort noszenia to siedzą na głowie nieco ciasno, ale nie odczułem większej niewygody w ich wykorzystaniu. Jest miękko na górze, miękko na bokach. W moim przypadku (a każdy ma inną głowę) było pod tym kątem wszystko ok. Kolorystyka gąbek nieco szarawa, co w połączeniu z czarnym nie jest może jakoś ładne, ale i specjalnie nie odrzuca. Szycie wydaje się solidne. Może te boczne fragmenty są nieco za bardzo lśniące, ale to już naprawdę kwestia gustu. Słuchawki mają odpowiednią ruchomość, więc nie ma problemu z ich indywidualnym dostosowaniem. Izolacja jest lepsza niż się spodziewałem. Pisałem, że gąbki nie są grube, a jednak dobrze tłumią dźwięki z zewnątrz. Dreamery są leciutkie. Trochę szkoda, że się nie składają.
Najważniejsze: dźwięk!
Jak wyglądają słuchawki to jedno, ale mają przede wszystkim grać. Jak jest w przypadku Ubsound Dreamer? Odpowiedź: V-shaped. Teraz mogę opisać o co chodzi, tym, którzy nie za bardzo wiedzą co to za układ. V-shaped to podkreślanie tonów niskich i wysokich, a tonowanie tych pomiędzy. Basy są wyraźniejsze, ale to co po środku jest jakby nieco w tle. To specyficzne granie i nie każdemu może się spodobać. Muzyczną specyfikę Dreamerów sprawdziłem na nowych albumach Disturbed, Puscifer i Sevendust, czyli ciekawej mieszance stylów.
Ubsound twierdzi, że chciało przygotować coś pod działy: Electronic, Rock, Jazz, Classical, Dance, Blues, Pop i Live Music, czyli bardzo szeroko. Od tego mamy zwykle equalizery w swoim sprzęcie grającym. Jaki jest rezultat? Według producenta udało się dostarczyć niezły poziom szczegółowości, czysty balans pierwszego pola, nieco 3D i odpowiednie wygłuszenie wnętrza. To oczywiście słowa, natomiast lepiej to usłyszeć. W opisie technicznym widnieje jeszcze wzmianka o 110dB, zakresie 18Hz – 22 000 Hz i maksymalnym zniekształceniom do <0.2% i oporowości 32Ω. A jakie są odczucia słuchacza?