Lubię pisać o zegarkach Suunto, bo marka oferuje w nich naprawdę dość konkretne możliwości. Poszczególne modele mają bogaty zakres funkcji sportowych i kierują je w stronę bardziej zaawansowanych miłośników aktywności. W tej topowej sekcji swoje robi Suunto 9, który niedawno otrzymał specjalną edycję Suunto 9 Baro Titanium. Teraz czas na wariant Suunto 9 Peak. Lżejszy, smuklejszy i jeszcze dłużej odczytujący pomiary na jednym ładowaniu.

Suunto 9 Peak – dwa wykończenia

To jeszcze nie bezpośredni test, ale mogę krótko wskazać pierwsze wrażenia po prezentacji wearable. Suunto odświeżyło design swojego flagowego smartwatcha. Peak ma być najsmuklejszym i najlżejszym zegarkiem w ofercie marki. Ma stosunkowo kompaktową kopertę przy zachowaniu dość pojemnej baterii. Dzięki temu naręczny monitor będzie działał dłużej, ale też nie wyglądał źle. Model jest naprawdę inny od pozostałych Suunto. Ma przyjemniejszą dla oka estetykę.

W stosunku do Suunto 9 Baro jest o 37% węższy w profilu i o 36% lżejszy dla nadgarstka. Udało się też poprawić komfort noszenia. Będzie wygodniej schować go pod długim rękawem, co większe smart zegarki czasem utrudniają (trochę denerwując). Producent proponuje dwa wykończenia koperty. Ta lżejsza (52 gramy) jest wykonana z tytanu. Jest przy tym droższa, bo wyceniona na 600$. Tańsza to typowa stal nierdzewna. Jest tylko o 10 gramów cięższa, więc podejrzewam, że różnica będzie trudno wyczuwalna. Ten wariant kosztuje o 100 dolarów mniej.

Porównanie wielkości obu Suunto 9. Peak jest naprawdę kompaktowy.

Tytanowa obudowa ma być też wytrzymalsza (Suunto chwali się, że to najwytrzymalszy model w ich historii), w końcu to zegarek w teren – dobrze, by był odporny na różne sytuacje. Szczelność na wodę ustalono z normami do 100m.

Suunto 9 Peak – specyfikacje

Suunto 9 Peak otrzymał kopertę w średnicy 43 mm, a więc zaliczę go do sportowych zegarków o średnich gabarytach. To format z zakresu unisex, czyli pasujący zarówno na damską i męską rękę. Wyświetlacz nie jest duży. Ma tylko 1.2 cala średnicy. Panel to tylko LCD, więc pod względem kontrastu i czytelności przegrywa z AMOLEDami. Powinien być zbliżony do tego, co znajdziemy w Fenixach od Garmina.

Na pokładzie sporo czujników. Większość to dzisiejszy standard (jeśli brać pod uwagę kategorię). Jest GPS, pulsometr, ale i pulsoksymetr (SpO2). Do tego barometr. Bateria w trybie namierzania satelitarnego ma wytrzymać nawet 170h (tryb Tour). Spadnie wtedy dokładność, bo ping jest rzadszy, ale nadal uda się zapisać trasę. W pełnym namierzaniu będzie to 25h. Spodoba się szybkie ładowanie, bo do pełna w godzinkę.

Suunto 9 Peak

Suunto 9 Peak – dla kogo?

Przeznaczeniem Suunto 9 Peak są trekkingowcy i miłośnicy gór. Wspomniany wyżej czujnik saturacji oraz barometr przydadzą się do oceny stanu aklimatyzacji na poszczególnych wysokościach. Nie będzie jednak ciągłego monitorowania poziomu tlenu we krwi (co ma Fitbit Sense, czy Garmin Venu 2). Oczywiście jest też zapis powrotny, by nie zgubić trasy do domu, poprawione mapki i import plików GPX. Nie zabraknie też powiadomień pogodowych. W bibliotece aktywności znajdziemy 80 pozycji (w tym pływanie). Nie jest to zegarek dla zaawansowanego biegacza, ale i tu w opcjach coś się znajdzie.

Kilka rzeczy w Suunto 9 Peak jest nowych, m.in.: rodzaj wyświetlacza, czujnik optyczny LifeQ (użyty też w Suunto 7 z Wear OS), sensor do SpO2, złącze magnetyczne do ładowania, aktualizacje firmware’u przez Bluetooth, przyspieszone ładowanie, czujnik zmierzchu (do dopasowania podświetlenia ekranu), czy jasne motywy ekranu. Niestety (jak zwykle u Suunto) te poprawki nie będą tanie, szczególnie w opcji premium. Suunto 9 Peak został wyceniony na aż 3159 zł w wersji tytanowej i 2499 zł w stalowej.

źródło: suunto