Wracam na blog z recenzjami filmów. 2020 rok był pod względem premier dość ciężki, a większość pozycji, na które czekałem wciąż przesuwano. Regularne seanse troszkę odpuściłem. W 2021 zamierzam temat nadrobić. Pierwszą reckę w nowym roku poświęcę animacji Pixara, której premiera u nas została niestety przesunięta na luty (o ile otworzą kina…). „Co w duszy gra?” to kolejna disneyowska opowieść, która ma szansę na wiele wyróżnień. Sięgając po propozycję od amerykańskiego giganta można być pewnym dobrze spędzonego czasu. Tak też było z „Soul” (podaję też angielski tytuł, bo w tym języku oglądałem przedpremierowo film).

„Co w duszy gra” – znów hit!

Co w duszy gra
foto: disney.pl

Nie musiałem wcale spoglądać na zapowiedzi dotyczące nominacji do nagród, by skusić się na obejrzenie filmu. Tu akurat Pixar dość regularnie zbiera wyróżnienia. Od Zotych Globów, po Oscary. Disney i Pixar potrafią przygotować wciągającą historię i dodatkowo świetnie ją przekazać. Zarówno przerysowanymi (często karykaturalnymi) postaciami, jak i samą kreską. Choć na początku animacja wydaje się klasyczna (mam na myśli komputerowe techniki) to w chwili przejścia na właściwy poziom fabuły, zaczyna odróżniać się od znanych schematów.

Zaświaty pokazano w sposób łagodny i przyjemny, a przecież „Co w duszy gra” jest kierowane przede wszystkim do młodego widza. To kino familijne, a dzisiaj sporo dzieciaków wychowanych na Toy Story z automatu „łyka” kolejne propozycje studia. Ma już swoją renomę i gwarancję, że nie trafimy na kolejną głupawą animację ze zbyt licznymi żartami, które zaczynają współczesnego widza męczyć. Na potwierdzenie moich słów niech pójdą ostatnie raporty Box Office. „Soul” (tutaj muszę użyć międzynarodowego tytułu, bo statystyki obejmują wyświetlenia zagraniczne) jest któryś tydzień na szczycie zestawienia.

Co w duszy gra – druga szansa

Każda kolejna animacja Disney Pixar stara się o oryginalną fabułę. W „Co w duszy gra” dotykamy wrażliwego tematu, bo śmierci głównego bohatera. Nie jest to spoiler, bo to główny motyw filmu. Jak przekazać najmłodszym tak trudne nawet dla dorosłego rozważania o sensie istnienia, celu życia? Najlepiej z lekkim humorem, pozytywnym przekazem i wciągającą historią. W trakcie około półtoragodzinnego seansu nawet starsi widzowie otrzymają odpowiedni sygnał. Druga szansa jest możliwa, choć została tu pokazana w przenośni.

Nie odkładajmy marzeń na później, nie traćmy czasu na dołujące komentarze innych. Finalny przekaz jest jednak inny, choć trochę przewidywalny. Nie bądźmy też zaślepieni szansami, które zmieniają nasze całe postrzeganie. Być na topie jest fajne, ale odpowiedzialne. Osiągnięcie celu nie kończy drogi. Moim zdaniem ją dopiero zaczyna. Jesteśmy bowiem w nowej sytuacji. Wykorzystujmy ją odpowiednio. Sami zrozumiecie po obejrzeniu animacji. Jest tu sporo aluzji i nawiązań do dzisiejszych czasów.

Co w duszy gra – historia Joe Gardnera

Historia przedstawiona w „Co w duszy gra” jest naturalnie wciągająca, choć niekiedy już dość schematyczna. Starszy widz zaczyna domyślać się kolejnych etapów historii, ale i tak chce je dokończyć. Joe Gardner to utalentowany muzyk, który musiał jednak zrezygnować z kariery i teraz „męczy” się jako nauczyciel gimnazjum. Oczywiście o profilu muzycznym. Dostrzega tam młode talenty i chce, by podążyły inną drogą. Inspiruje, namawia, ale dzieciaki trudno zmotywować. Niektóre są nawet zbyt wrażliwe, co utrudnia sprawy w drugą stronę.

Uwaga: możliwe spoilery, choć bardzo ogólne! W zasadzie zwiastunowe.

Główny bohater jest rozdarty, ale doczeka się wielkiej próby. Ma szansę zrealizować swoje wielkie marzenie. Zagrać na profesjonalnym koncercie jazzowym (choć tytuł Soul też mi tu pasował). I tutaj, jak to zwykle zresztą bywa, pojawia się problem. W „Co w duszy gra” dość poważny. Joe trafia na „tamten świat”. Na szczęście jest ambitny i nawet to nie powstrzymuje go przed parciem w kierunku spełnienia marzeń. Powrócić do życia jest jednak trudno. W zasadzie niemożliwe, ale w bajkach zawsze znajdzie się sposób. Jego jedyną szansą jest problematyczna od wieków, a nawet tysiącleci, duszyczka, która nie jest w stanie znaleźć inspiracji, by otrzymać przepustkę do pojawienia się wśród żywych. Mission impossible?

Co w duszy gra – podsumowanie

Jak poradził sobie Joa Gardner zobaczycie już sami. Liczę, że zaciekawiłem i wciągnąłem. Może moje posumowanie zachęci do wyjścia do kina (lub wypożyczenia filmu na VOD, bo w czasach pandemii dystrybucja może być finalnie inna). „Co w duszy gra” to dobrze zrealizowany film także od strony dźwiękowej. Polecam oglądać w 5.1 lub przynajmniej z dobrym soundbarem (i subem!).

Co tu dużo pisać. Pixar to Pixar, Disney to Disney. W filmie jest przekaz, dobra animacja, dość nietypowa fabuła i końcowy morał. Dużo klasycznych motywów z życia wziętych (utrudnień życiowych, nieakceptującej pasji rodziny, zmarnowanej szansy), ale przekazanych w bajkowy sposób. Dość podobny do jednej z poprzednich produkcji – „W głowie się nie mieści” (również polecam).  Polska premiera: 19 lutego (o ile nie będzie lockdownowych restrykcji).

Moja ocena: 8+ (obejrzałbym jeszcze raz, a że dubbingi Disneya są zawsze dobre to na pewno będzie okazja!)