Mija miesiąc od premiery hitowego serialu Netflixa, w którym główną bohaterką jest krnąbrna Wednesday z Rodziny Addamsów. „Urocza” na swój sposób postać doczekała się własnej produkcji. Jestem kilkanaście dni po obejrzeniu wszystkich epizodów i mogę na spokojnie wydać ocenę. Wstępnie – Tim Burton i spółka się spisali! Jest klimat, choć prosta fabuła. W sam raz na jesienno-zimowy okres. Mroczny horror? Raczej kino familijne, ale to dobrze, bo przecież Addamsi zawsze byli „rodzinni” 😈
Wednesday od Tima Burtona? Biorę w ciemno!

Lubicie Tima Burtona? Ja uwielbiam! „Sok z Żuka”, „Edward Nożycoręki”, „Gnijąca panna młoda”, „Jeździec bez głowy” i wiele innych mrocznych pozycji (nie zapominajmy o IMO najlepszych Batmanie!). No gość umie w te klimaty, więc jak tylko usłyszałem o spin-offie Rodziny Addamsów, byłem pierwszy w kolejce do seansu. Serial zamówił Netflix, więc należało spodziewać się produkcji przystosowanej do szerszego grona odbiorców. Styl Burtona bardzo do tego pasował. EDIT: jeden z moich czytelników zauważył, że Tim Burton głównie użyczył tu po prostu swojego nazwiska…
Obsada, rzecz jasna, dobrana perfekcyjnie. Zarówno poszczególni członkowie rozkładającej się rodzinki, jak i główna bohaterka – apatyczna, zimna, surowa, bezwzględna i bezpośrednia Wednesday. Masakrycznie inteligentna i nie gryząca się w język, a przy tym urodziwa (co nie zawsze było prawidłowością w poprzednich adaptacjach). 16-latka, która nie bierze jeńców, a wszystkich (dosłownie!) używa jako środków do celu. Jakiego? Powiązanego z niespodziewaną przeprowadzką do Akademii Nevermore.
Wednesday w stylu noir
Serial zrealizowano w nuarowych technikach. Jest ciemno, ponuro, tajemniczo i surowo. Przenikliwość Wednesday wykorzystano w detektywistycznej fabule, a całość obsadzono w obrębie Akademii Nevermore, do której uczęszczają wyrzutki, dziwaki i potwory. Tytułowa postać będzie musiała zmierzyć się z przeszłością swojej rodziny i rozwikłać kilka łączących się w całość zagadek, m.in. swojego związku z
Mimo ciemnego charakteru całość jest lekka w odbiorze, bo familijna. Oglądając kolejne epizody miałem wrażenie ciekawie zmiksowanego Hogwartu z małomiasteczkowym Stranger Things i Strasznym Domem (Spielberga), a także domieszki wątków przypominających Zmierzch. Są czarownice, magia, potwory, wilkołaki, ale też kontrastujące z tym kolorowe efekty dzisiejszych standardów Netflixa (tak, mam na myśli nachalne promowanie konkretnych środowisk – działań, które IMO osiądają przeciwny efekt).
Nie da się nie zauważyć, że Wednesday to serial uwzględniających też najmłodszą grupę odbiorców, więc nie znajdziecie tutaj tego mroku, który pojawił się w czwartym sezonie Stranger Things. Z tego powodu główny potwór (to nie spoiler!) nie miał specjalnie groźnego oblicza.
Wednesday – podsumowanie
Za wiele w „recenzji” nie napisałem, ale chyba nie muszę. Jest kilka składowych, które jednych do obejrzenia od razu zachęcą, a drugich wręcz odwrotnie. Klimat Rodziny Addamsów na pewno odczujecie. Ba! W obsadzie jest nawet Cristina Ricci – odtwórczyni Wednesday z lat dziewięćdziesiątych. Serial jest niegroźny dla dzieciaków, mimo mrocznego klimatu ma na końcu pozytywne przesłanie. Proste, ale zamykające pierwszy sezon. Wiadomo, pozostawiono furtkę dla kolejnego. A Ortega (aktorka grająca Wednesday)? Zapewne będzie rozchwytywana, bo serial na pewno otwrzył jej drogę do szerszej kariery.
Moja ocena: 7/10
Szanowny redaktor może nie doczytał, ale Tim Burton przy tym filmie ni kiwnął nawet palcem (niestety).
Użyczył tylko na małe co nieco nazwiska.
LOL! Dzięki za info. Oczywiście, że nie czytałem nic więcej poza opisem Netflixa: „Tim Burton reżyseruje ten cudownie mroczny serial (…)”
Czyli oszustwo na zapis „małym druczkiem”? W takim razie czuję się trochę zrobiony w balona.
Nawet fajny serial, ale raczej dla młodszych. Te teksty Wednesday sprawiały, że nie raz się uśmiechnąłem, były rozbrajające. Na pewno gdybym był młodszy to bardziej by mi się spodobał.