Choć dział inteligentnego domu na moim blogu to głównie gadżety współpracujące ze smartfonem, takim określeniem nazwałbym również każde mieszkanie, w którym odpowiedni sensor może ratować życie. W czwartek firma Honeywell – po przeprowadzonych we wrześniu badaniach – postanowiła przygotować kampanię zwracającą uwagę na problem z tlenkiem węgla, czyli zwyczajowo nazywanym czadem. Aby trafić do nas lepiej, a często same słowa, a nawet gorzkie statystyki nic nie dają, przygotowano sesję zdjęciową. Za aparatem stanęła Lidia Popiel, a efektowną galerię można było oglądać na konferencji. „Czadowe domy” to gra słów, a fotografie w sposób bezpośredni pokazywały, czym może być problem nieszczelności instalacji lub złego wietrzenia domu.

Na zdjęciach widać mieszkańców w dziwnych pozycjach – choć codziennych, to jednak innych – opuszczone głowy sugerują tylko jedno. Czad jest bezwonny, więc nie mamy szans wykryć go naszymi zmysłami (badania wykazały, że 22% ankietowanych potrafi go poczuć… co tylko potwierdza nieznajomość tematu). Przybyłem na konferencję jako świadomy problemu, choć kilku nowych rzeczy po rozmowach ze specjalistami się dowiedziałem. W domu posiadam detektor CO i kilka razy nawet dał mi znać alarmem, ale nie jestem pewien co tak na prawdę przekazywał. Żyjemy w takiej niewiedzy, a przecież grozi nam najgorsze.

fot. Lidia Popiel

Właśnie dlatego kampanie edukacyjne są tak ważne dla społeczeństwa. Dotyczy każdego z nas, kto korzysta ze sprzętu mogącego powodować większe stężenia tlenku węgla. Mogą to być: „kuchenka, bojler, kocioł centralnego ogrzewania lub inne urządzenia grzewcze zasilane gazem ziemnym, węglem, drewnem, gazem w butlach czy olejem opałowym.”  Warunki idealne do niebezpiecznych stężeń panują zwłaszcza teraz, czyli w sezonie grzewczym – późną jesienią, zimę i wczesną wiosną. Nie bagatelizujmy problemu – zgony zatruciem to trzecia „siła” w rankingach. Niestety problem ten jest powszechny, zwłaszcza, że wiele domostw nie robi regularnych przeglądów domowego wyposażenia, a i specjaliści są często niekompetentni (o tym dowiedziałem się od ludzi z branży, którzy również byli zaproszeni na konferencję).

Najgorszy wynik badań to ten związany ze świadomością sytuacji jaka może mieć miejsce w naszym domu. Az 75% badanych nie miała pojęcia, że zatrucie tlenkiem węgla może nastąpić w ich mieszkaniu. Nie bez przyczyny CO nazywany jest „cichym zabójcą”. Prawie 80% z nas jest narażonych na tlenek węgla. To chyba wystarczające dane, by docierać z odpowiednią kampanią do społeczeństwa. Więcej wyników znajdziemy na czadowedomy.pl, gdzie wraz z galerią zdjęć Lidii Popiel będziemy mogli lepiej zrozumieć problem. Czujniki z alarmami są w stanie wykryć zagrożenie, dając nam czas na reakcję już przy pierwszych progach stężeń, które dopiero zaczynają być niebezpieczne. Najgorsza sytuacja jest w momencie kiedy śpimy, bo wtedy problem jest największy (przy założeniu, że detektora w domu nie ma – CO może zabić we śnie).

W każdym domu zagrożonym tlenkiem węgla powinien znajdować się detektor CO. Na zdjęciu model Honeywell XC100.

Na koniec podam jeszcze jedną informację. Poziom wiedzy na temat skutków zaczadzenia jest wyższy u osób po 41. roku życia, a 90% osób w wieku 21-30 lat posiada urządzenia zasilane paliwem. Jako osoba właśnie z tego progu, prowadząca blog technologiczny zajmujący się również inteligentnymi domami, chciałbym trafić do rówieśników, ale nie tylko. Honeywell w swojej ofercie posiada kilka produktów z detekcją czadu i co ważne, przygotowała urządzenia o bardzo wydajnej, niewymiennej baterii, która w typowych warunkach i użytkowaniu wytrzymuje nawet 7 lat (nie ma w nich wymiennych baterii). Zwracam na to uwagę, gdyż mój czujnik pomiarowy, który stosowałem wcześniej dosyć szybko wyczerpywał energię, a i skuteczność oraz pewność detektora ma w pomiarach ogromne znaczenie.

źródło: czadowedomy.pl