Rynek już ochrzcił wynalazki tego typu. „Tablet” na rękę to oczywiście lekko szydercze określenie, ale jak inaczej nazwać takie gigantyczne gadżety na nadgarstek? Dwa razy na blogu pisałemo tak wielgachnym naręcznych modelach. Neptune Pine i Rufus Cuff to dwaj przedstawiciele tego bardzo niszowego segmentu. Dzisiaj chwilkę o tym drugim. Firma Rufus Labs nie przestraszyła się krytyki i wydała ostatecznie ponadgabarytowego „smartwatcha”, a raczej rodzaj ubieralnego smartfona. W świecie ubieralnych technologii 3.2-calowy wyświetlacz to jak „tablet” pośród naręcznych wynalazków.
Rufus Cuff zaczął od kampanii na Indiegogo, gdzie w zeszłym roku szokował wielkością. Rywale skupiali się na odchudzaniu i zmniejszaniu gabarycików, tymczasem Rufus Labs wolał zaproponować coś innego (a przy okazji mniej popularnego). Producent przekonywał nawet, że era smartwatchy się kończy, a zaczyna tadla komunikatorów na nadgarstek. Cóż, nie sądzę 😉 Nie skreślam gadżetu, jednak fanów znajdzie naprawdę bardzo konkretnych i raczej do specjalistycznych zadań. Może i o to chodziło?
Cuff to prawdziwy kombajn. Skoro ma większe wymiary, to znaczy, że pomieści i nieco lepsze podzespoły. W środku procesor TI Cortex A9, frontowa kamerka do prowadzenia videorozmów i pstrykania zdjęć, oczywiście moduł GPS i łącznosć Wi-Fi. 1175 mAh to prawdopodobnie najpojemniejsza z baterii dla naręcznych urządzeń. Nie zabrakło podwójnego mikrofonu, wbudowanego głośniczka i Bluetootha, więc można też prowadzić zdalnie rozmowy. Rufus Cuff korzysta z Androida KitKata, więc pewnie skorzystamy też z mnóstwa aplikacji.
Podobno gadżet ma zastąpić smartfony, portfele, zegarki, trackery fitness i jeszcze inne modele, ale wciąż mam przed oczami wielkość sprzętu i trudno jest mi sobie to wyobrazić. Większość z nasz liczy na smukłość i komfort noszenia, a tutaj o takowy trudno. Znajdą się pewnie sytuacje, w których takie podejści przewyższy ograniczony smart zegarek. Ewidentnie brakuje tutaj giętkiego ekranu i chyba z centymetra grubiści mniej. Rufus Cuff kosztuje 249$.
